Wjezdzamy w gorskie okolice z samego rana… I juz od samego poczatku potwierdza sie to co slyszalysmy od miejscowych – masa tu kangurow i co chwile wyskakuja na droge… Skurczybyki ;)
Gorki sa urocze, szkoda ze mamy malo czasu – po raz kolejny…
Dojezdzamy nad jeziorko Bellfield. Siedzimy w aucie spogladajac na czajace sie w krzakach kangury. Nagle slyszymy stukot na samochodowym dachu… Przylecialy do nas papugi! Wielkie kolorwe papugi, zielone i czerwone. Laza nam po dachu i po szybach, weszlyby do srodka, gdybysmy niepodkrecily szyb… Cieszymy sie jak to my – jak dzieci i robimy kilka zdjec… Gdy papugi zaczynaja obgryzac nam wycieraczki postanawiamy jechac dalej :)
Zatrzymujemy sie tez w centrum kultury aborygenskiej i w centrum miasteczka Halls Gap. Jedziemy na kilka punktow widokowych, zlazimy pod wodospady i wspinamy sie na pare skalek. Jako ze nie czujemy sie najlepiej, nie przesadzamy z wysilkiem i saczymy Gripexy na postojach. Wyzieblysmy w tych autach nieco. Ale nic nam nie bedzie :) No chyba ze to ta straszna grypa, hihi…
Po poludniu postanawiamy wrocic do Melbourne i spac w hostelu, nieco sie podkurowac :)