Geoblog.pl    JustOla    Podróże    Nowa Zelandia, Australia i inne takie :)    Fraser Island czyli wedrowka w deszczu :)
Zwiń mapę
2009
11
maj

Fraser Island czyli wedrowka w deszczu :)

 
Australia
Australia, Fraser Island
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 25718 km
 
Cameron zjawia sie punktualnie o szostej i podwozi nas na przystan River Heads. Spodziewamy sie go tu zobaczyc za 3 dni.

Barka z River Heads do Kingfisher Bay kosztuje 35$ (powrotny). Cala przeprawa trwa okolo godziny. Jestesmy jedynymi niezmotoryzowanymi pasazerami na barce… Choc nie – zapomnialysmy o kapitanskim kocurze :)

Kingfisher Bay jest jedna z zaledwie kilku osad na wyspie. Mozna tu na przyklad zaopatrzyc sie w wode. Na wszelki wypadek dokupujemy tu po jeszcze jednej butli – w ten sposob mamy na plecach ponad 10 litrow wody. Cala noc padalo, teraz troche sie przejasnia - mamy nadzieje ze tak juz zostanie – w koncu idyliczna lokalizacja – myslimy – szkoda byloby, gdyby lalo…

Na poczatek wybieramy szlak przez las deszczowy do jeziora Mackenzie – wizytowki wyspy. Prowadza tam dwa szlaki – wybieramy ten dluzszy i z bardzo podstawowa mapa ruszamy w las…

W gazetach pare dni temu czytalysmy o parze turystow zaatakowanych przez cztery dingo na plazy Fraser… Hmm… O parze parkowych straznikow zaatakowanych w lesie… Hmm…Hmm… Pani w informacji turystycznej udzielila nam tez wczoraj wskazowek na temat tego, jak przechowywac jedzenie – w sensie, ze jak schowasz do namiotu tos durny – ze trzeba zarelko w reklamowki pakowac i na drzewa wieszac… swietnie… No a ze dingo lubia buty turystom porywac, coby sobie je pozuc na gloda to przeciez wiedza wszyscy…

Jako ze nasluchalysmy sie tego typu historii sporo i jako ze po 10 minutach marszu docieramy do plotu z napisami "Uwaga wchodzisz na tereny dingo – strzez sie czlowieku" – zaopatrujemy sie rychlo w dwa dlugie kije! I od razu nam razniej :)

Las jest piekny… A szlak, ktory wybralysmy prowadzi m.in przez tereny szkoleniowe australijskich komandosow… Deszcz co chwile kropi i przestaje, przestaje tylko po to, zeby zaczac lac dla odmiany… Po chwili zawodu dochodzimy do wniosku, ze w sumie fajnie, ze pada – zabawniej jest! No i w koncu to las deszczowy, wiec ciekawie pochodzic po nim w deszczu. Na szlaku tylko my za to… Przemoczone i szczesliwe :)

Jeden z przystankow urzadzamy sobie przy trasie dla aut terenowych… I po paru minutach przy "drodze" – jestesmy jeszcze szczesliwsze – gdy mijaja nas jeepy napakowane do bolu turystami… Gdybysmy zaplacily za wycieczke – siedzialybysmy pokurczone w takim jeepie :) A tak – radujemy sie niedowierzaniem malujacym sie na twarzach zmotoryzowanych na nasz widok…

Heh - Fraser Island po naszemu :)

Po pokonaniu 14tu kilometrow docieramy do Jeziora McKenzie!!! Jest to pocztowkowa wizytowka wyspy i nie dziwi nas dlaczego - jest tu po prostu cudownie pieknie... Jeziorko ma niesamowicie czysta, jaskrawo turkusowa wode i najbielszy piasek jaki mozna sobie wyobrazic... Szkoda troszke, ze niebo zachmurzone, ale i tak pieknie tu...

Zaraz kolo jeziora znajduje sie spartanskie prawie-ze-pole namiotowe... Otoczone plotem - coby dingo mialy trudniejsze dojscie... Nie ma tu przysznicy ale za to sa metalowe skrzynki na jedzenie - kolejne zabezpieczenie przed uroczymi pieskami...
Jestesmy juz przygotowane na to, ze bedziemy tu same na noc, gdy pod wieczor zjawia sie liczna grupa chyba skautow - z opiekunami. Nie czujemy sie wiec samotnie - i jakos razniej w sumie :)

Na plazy przy jeziorze co chwila pojawiaja sie grupy wycieczek - robia mase halasu i pare zdjec - po czym jada dalej... Mowilysmy juz, ze cieszymy sie z decyzji o indywidualnej wedrowce? ;)

Ciagle liczymy, ze deszcz sobie pojdzie... Pada jednak cala noc... Super namiot Justyny spisuje sie mistrzowsko! Rano ciagle pada - nie chcemy wynurzac sie i lezymy pare dluzszych chwil liczac, ze w koncu przestanie... Haslo "patrz, patrz, tak jakby sie przejasnia" zostanie chyba haslem wyjazdu ;)

Pogoda bawi nas jednak zamiast wkurzac... Sila pozytynego myslenia :) Pakujemy mokry namiot i w strugach deszczu ruszamy dalej... Jako, ze wszystko mokre i jeszcze ciezsze, wybieramy szlak prawie 7mio kilometrowy - do Centralnej Bazy na wyspie.

Po drodze odbijamy zobaczyc jeziorko Basin. Uroczo zielone, otoczone przez parujacy las... Mijamy tez wyjatkowo ladny gorski strumien Wanggoolba o krystalicznie czystej wodzie... Dookola paprocie i palmy...

Do Central Base docieramy popoludniu. Rozbijamy namiot i dosc szybko idziemy spac... Dingo wyja w okolicach...

Rano kropi juz tylko troszke :) Tak jakby sie przejasnia :) Ruszamy do przystani barkowej Wanggoolba Creek. Idziemy za "droga" - 8km. Barke mamy okolo 4tej. Docieramy tam pare godzin przed czasem. O dziwo po drodze w koncu sie przejasnia i wychodzi slonce. Lezymy na mini plazy na ktorej mieszka tez mini waz i suszymy namiot. Nie ma tu nic oprocz zejscia do wody i toalet. Co jakis czas podjezdzaja kolejne jeepy (niektore rozowe :) z mega przygodowymi turystami w mini spodniczkach... Ufff... Jestesmy mini atrakcja i nikt nie wierzy, ze mysmy tu na piechote przyszly... :)))

Siedzimy w pelnym sloncu jakies dwie godziny - starajac sie rozgrzac.. Dla jednej z nas to nieco za duzo jednak ;) Na barce dochodzimy do wniosku, ze chyba wiemy juz co to udar... Nic powaznego jednak - nie martwcie sie... Po paru godzinach snu i kilku litrach wody chora czuje sie jak nowo narodzona.

Cameron odbiera nas z River Heads i podwozi pod hostel, w ktorym zatrzymujemy sie na jedna noc... Potem zdecydujemy co dalej.

Mimo lekkiego stresu pod sam koniec - jestemy mega szczesliwe!!! Wyspa Fraser i las deszczowy zrobily na nas wrazenie. Dingo nie spotkalysmy - moze i dobrze. A nuz bedzie jeszcze okazja :)
 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Zdjęcia (45)
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
Komentarze (6)
DODAJ KOMENTARZ
aga
aga - 2009-05-31 10:24
no to wiecie już co to znaczy powiedzonko"zmokłe kury:)"
 
mama Gabi
mama Gabi - 2009-05-31 11:27
Cieszymy się waszym szczęściem. I pomyśleć że tak mało potrzeba Wam do szczęścia deszcz, mokry namiot, kilometry marszu. Jak na obozie przetrwania.
 
Włodek
Włodek - 2009-06-01 16:32
Wszystkiego najlepszego z okazji Dnia Dziecka!
realizacji życiowych planów, dalszej bezpiecznej podróży życzą rodzice
 
ewa.m
ewa.m - 2009-06-01 21:25
pięknie dziękujemy za pozrdowienia z Austalii, serdecznie Was pozdrawiamy i niecierpliwie oczekujemy dalszych relacji z wyprawy. Michalscy
 
magda
magda - 2009-06-01 23:25
Justi wielka buźka za piękną karteczkę! już nie mogę się doczekać obiecanych opowieści! trzymajcie się dalej dzielnie bo ja nadal trzymam mocno kciuki! :)
 
marta
marta - 2009-06-07 23:57
wy naprawde tymi kijkami chcialyscie dingo przeganiac???
 
 
JustOla
Ola i Justyna Maraś-Bassa
zwiedziła 4.5% świata (9 państw)
Zasoby: 93 wpisy93 365 komentarzy365 2049 zdjęć2049 5 plików multimedialnych5
 
Moje podróże
03.06.2010 - 17.06.2010