Budzimy sie rano w pokoju Pabla otoczone dziwnymi gadzetami (smocza glowa, szczudla, zapasowe nogi, dzieciece rysunki na scianach, zdjecia posoma?, fruwajace motylki, domek dla lalek itp...) Zza drzwi dochodza dziwne odglosy, piski dzieci. Nie bardzo wiemy co jest grane. Po czym uswiadamiamy sobie po chwili, ze biegajace dzieci to siostrzency Pabla. Troche wstydzimy sie wychylic nosa z pokoju. Wiemy, ze Pablo rano poszedl do pracy, ale nie mamy pewnosci czy powiadomil swoja rodzinke o naszej wizycie :)
Okazuje sie na szczescie, ze genialna babcia naszego hosta nie dostaje zawalu:), a wrecz przeciwnie wita nas przyjaznie. Popijac wspolnie herbatke opowiada nam o sztuce aborygenskiej. Babcia ma dziewiecdziesiat kilka lat i jest Wegierka z pochodzenia. Ola wkrada sie w jej laski kilkoma wegierskimi zwrotami, ktore wciaz pamieta :) Agnes - babcia jest artystka, jeszcze kilka lat temu malowala, rzezbila i brala czynny udzial w zyciu artystycznym Canbery. Zreszta jak chyba cala rodzinka Pabla: tata jest rzezbiarzem, a sam Pablo cyrkowcem (tlumaczy to wszystkie dziwne przedmioty w pokoju, niektorych z nich nawet probujemy uzyc :))
Agnes poleca nam wizyte w Galerii Narodowej Canbery. Oczywiscie korzystamy ze wskazowek i autobusem udajemy sie do centrum miasta (3,20 $ od doroslego, jak wygladasz mlodziutko jak my 1,60 $ - bilet "wieczny student". Ciekawe jak dlugo jeszcze ten numer bedzie zdawal egzamin :))
Zwiedzanie Galerii zaczynamy od spaceru po ogrodzie z rzezbami: wspolczesnymi, polinezyjskimi i aborygenskimi. W galerii skupiamy sie przede wszystkim na wystawie poswieconej Aborygenom i ich kulturze. Polecamy odwiedziny w tym miejscu, aczkolwiek czujemy pewnien niedosyt (niewielka ta wystawa).
Wloczymy sie brzegiem jeziora, ogladamy Parlament i stadka kolorowych papug.
Dziwna ta stolica, stworzona w mysl zasady: "gdzie dwoch sie bije, tam trzeci korzysta". Sydney i Melbourne konkurowaly o miano stolicy tak zazarcie, ze az postanowiono pomiedzy nimi wybudowac Canbere i jej przyznac ten zaszczytny tytul. Czy slusznie? :)
Wieczor spedzamy gotujac z Pablem polskie specjaly. Babcia chce nas adoptowac :)
Nastepnego dnia przenosimy sie do kolejnego hosta, rowniez w Canberze. Jestesmy czasem rozrywane towarzysko, a nie chcemy odmawiac ;)
Nasz kolejny host Jimmy pracuje w wypozyczalni samochodow Avis. Dobrze sie sklada, bo z transportem do Parku Narodowego Kosciuszko jest krucho. Generalnie autobusy kursuja, ale tylko zima :) Nie chcemy czekac tak dlugo:) Dostajemy podobno swietna oferte wynajmu samochodu na dwa dni za 95$ + koszty paliwa (70$ - 1005 km).
Domyslamy sie, ze zadna to swietna okazja, raczej normalna cena, ale korzystamy stesknione kierownicy :) Dostajemy tym razem zoltego Hyundai'a (takie malutkie, kobiece cus).