Po tradycyjnym, polskim (ser i konserwa z KOLA), popoludniowym sniadanku (ciagle czekamy na dzien, w ktorym przyjdzie nam zjesc sniadanie przed 10ta) wybralysmy sie na zwiedzanie Zatoki Tokijskiej. Za glowny cel obralysmy sobie odwiedzenie tradycyjnych Hama Rikyu Teien czyli Ogrodow Hama Rikyu, w ktorych Szoguni polowali na kaczki. No nic to... plan byl generalnie prosty. Ale...
Wysiadlwszy na najblizszej ogrodowi stacji metra, podazajac za japonska mapa, wyszlysmy najblizszym rowniez (tak myslalysmy) wyjsciem na powierzchnie. Ale okazalo sie, ze chyba inaczej czytamy mapy anizeli Japonczycy:) No coz... przeciez ,,koniec jezyka za przewodnika,, - myslalysmy ufnie. Po pierwszych ,,rozmowach,, angielsko-japonskich, a potem juz polsko-japonskich zrozumialysmy ze nasze starania nie maja sensu. Zdajac sie na wlasna intuicje ruszylysmy szukac ogrodow.
Spacerujac ulicami ujrzalysmy Tokio jakim je sobie wyobrazalysmy. Ogromne, wysokie budynki, kilka pasow ruchu po obu stronach ulic, mnostwo kolorowych, ,,krzaczkowych,, reklam i spieszacy ludzie kryjacy swe twarze za snieznobialymi maskami. Po kilkudzisiecio minutowym spacerku dotarlysmy do bramy wejsciowej Ogrodu. Zaplaciwszy za wstep (300 yen) weszlysmy do srodku. Od razu krajobraz ,,rzucil nas na kolana,, Oczom naszym ukazalo sie ogromne polacie zolciutkiego chyba rzepaku. Tam spedzilysmy chwilke (moze dwie, albo i ze trzy). Spacerujac, bardzo szybko poddalysmy sie klimatowi tego miejsca. Po prostu BLOGOSC, RELAKS, GLEBOKI ODDECH i sesje fotograficzne; w rzepaku, w piniach, w trawie... Przepieknie i relaksujaco... Tego nam bylo trzeba (zreszta moze widac troszke tego pieknego na zdjeciach).
Przechadzajac sie alejkami, przed przypadek, (nic nowego, jesli mowa o nas) natknelysmy sie na Nakajima-no-Chaya co w naszym wolnym tlumaczeniu (bardzo wolnym) oznacza plywajacy dom herbaty (wstep 500 yen, a w cenie tradycyjna herbata i ciastko). Oczywiscie pokusilysmy sie na chwileczke poobcowania z japonska tradycja. Do naszych herbatek dostalysmy zalaminowane wskazowki dotyczace przebiegu tradycyjnej ceremonii picia herbaty, staralysmy sie podazac za wskazowkami;
1. Zaczynamy od konsumpcji ciacha:
- podnies papierek z ciachem prawa dlonia i przeloz do lewej
- drewnianym patyczkiem pokroj ciastko na polowe lub na cwiartki
- nabijajac na patyczek kawalki ciacha, zajadaj. Smacznego. Ale uwazaj!!! Nie jedz calego na raz, bo to znaczy zes cham!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!
2. Jak dales rade z ciachem (znaczy jestes twardziel, Ola-dala, poltora twardziela, ja - tylko w polowie jestem twardzielem, druga polowa miekka) mozesz napic sie herbatki:
- podnies miske z herbata prawa dlonia i przeloz do lewej
- obroc miske o 180 stopni w dwoch ruchach
- potrzyj paluszkiem miejsce, z ktorego pil bedziesz
- pij, ale UWAZAJ ZNOWU!!! nie wszystko na raz, delektuj sie nia (jesli potrafisz) w 3,4 lykach, zanim zielona piana nie opadnie.
Po tak ciezkiej, ale chyba zwycieskiej probie opuscilysmy ogrod, gdyz zmierz nastal juz.
Wracajac do Szuflandii wpadlysmy jeszcze na kolacje do Baru Saki (o czym dowiedzialysmy sie dopiero widzac ubogie menu z jedzonkiem, a za to bardzo urozmaicone menu z sake, nasze przypuszczenia potwierdzil jeszcze kelner dziwna mina przy skladaniu zamowienia). Zazyczylysmy chyba sobie wyjatkowo duzo do jedzenia, a nic do picia. Mina kelnera mowila: po co przyszlyscie do baru sake, skoro nic nie chcecie pic. No coz poradzic skoro akarut wtedy bylysmy glodne, a nie spragnione. Na sake na pewno przyjdzie czas:)
Po dniu calym wrazen, czekalo na nas jeszcze jedno, a mianowicie wieczorna podroz do naszego pierwszego hosta Yuji. Mamy szczescie, tej nocy spalo tu tylko 7 osob. Nocke poprzednia 17 :)