Po dniu na morzu i po wieczorze w gorącym źródełku postanawiamy pozostać dłużej przy tematyce wodnej :) Decydujemy się łapać stopa na północ drogą 85, a potem odbić wgłąb lądu, aby stanąć oko w oko z ponoć wyjątkowym wodospadem! Zatrzymuje się nam miły pan Islandczyk, który jak się okazuje lubi snuć opowieści zarówno rodzinne, jak i przyrodnicze. Jedziemy wybrzeżem, więc widoczki mamy miłe dla oka, a jakże. Nasz kierowca robi nam niespodziankę i skręcamy w małą dróżkę prowadzącą do wąwozu Ásbyrgi. Nie planowałyśmy odwiedzin tego miejsca i tak naprawdę nie mamy już za dużo czasu, ale obiecujemy, że gdy wrócimy na Islandię napewno się tu zjawimy. Miejce jest piękne i zalesione, prowadzi tędy ponoć atrakcyjny dwudniowy szlak z Dettifoss. Po krótkiej przerwie w zielonym wąwozie nasz kierowca zostawia nas przy skrzyżowaniu z mniej uczęszczaną drogą w głąb lądu.
Mamy lekkie obawy, gdyż wydaje się, że nic tędy nie pojedzie. A jednak! Dość szybko zatrzymuje się nam para Szwajcarów. Chcą zobaczyć ten sam wodospad, więc ruszamy z nimi. Jedziemy wyboistymi drogami na południe, cały czas mając po swojej prawicy dolinę rzeki Jökulsá á Fjöllum. U jednego jej brzegu rozciąga się park narodowy i widoki są naprawdę imponujące. Jökulsá to 2-ga najdłuższa rzeka na wyspie. Przez tysiąclecia wyrzeźbiła ona imponujący kanion, którego progi tworzą potężne wodospady, w tym m.in cel naszej dzisiejszej podróży - Dettifoss. Po drodze czytamy przewodnik i dowiadujemy się, że w miejscu do którego zmierzamy rzeka ma 100 metrów szerokości. Spada ona z impetem z 45 metrów. W ten sposób Dettifoss to najpotężniejszy, najsilniejszy wodospad w Europie! Nie mogłybyśmy go przegapić.
Gdy dojeżdżamy do celu, słuszność naszej decyzji jest w 100% oczywista. Kanion wygląda fantastycznie, a szaro-brunatność spadającej z hukiem wody dodaje temu miejscu jakiegoś szczególnego piękna. Stoisz nad urwiskiem, patrzysz przed siebie, a potęga przyrody zapiera Ci dech w torsie :)
(O.)