Wczesnym rankiem żegnamy się z mieszkańcami przyjaznego nam domu, dziękujemy za gościnę i ruszamy dalej. Jedziemy drogą nr 61 zwiedzając północną część Fiordów Zachodnich. Nawierzchnia jest już tutaj znacznie lepsza aniżeli w części południowej fiordów. Po kilkunastu kilometrach dojeżdżamy do miejsca, z którego jak na dłoni widać półwysep Hornstrandir. Jest on najbardziej na północ wysuniętą częścią Fiordów Zachodnich. Patrząc na ten kawałek lądu mamy wrażenie, że tak czuje się człowiek będący na Grenlandii :)
Bardzo trudne warunki życia sprawiają, że obecnie półwysep ten jest praktycznie niezamieszkały. Można dostać się tutaj jedynie promem i pokonywać tereny piechotką. Jako że utworzony został w tym miejscu rezerwat przyrody nie wolno poruszać się samochodami. Może następnym razem uda nam się odwiedzić Hornstrandir :)
Po sesji fotograficznej „naszej” małej Grenlandii ruszamy dalej slalomem między fiordami, oglądamy błękitne wody i mijamy pustkowia z gdzieniegdzie tylko „wyrastającymi” kamiennymi chatkami.
Dojeżdżamy do mieściny zwanej Holmavik. Głód daje nam się już we znaki, postanawiamy więc znaleźć miejsce, gdzie serwują coś tradycyjnie islandzkiego. Jako że Holmavik jest niewielką rybacką miejscowością, którą zamieszkuje około 400 osób (a jest to największa osada jaką do tej pory mijamy :)) nie ma tu wielkiego wyboru restauracji. Z dwóch miejsc wybieramy Cafe Riis specjalizującą się w daniach rybnych, krewetkach i potrawach z maskonurów. Nie jest nam jednak dane zjeść danie obiadowe. Kelnerka informuje nas, że teraz to jest pora lunchu, ale za jakieś 3-4 godzinki możemy zjeść maskonura (ale kto by chciał zjeść takie ładne stworzonko :)). Decydujemy się więc tylko na małą przekąskę i próbujemy suszonej, bardzo słonej ryby, przegryzamy ją tradycyjnym pieczywem i popijamy śmietanką. Nie wiemy czy tak powinno się konsumować tą rybkę, ale skoro podana została w takim zestawieniu… ;)
Odwiedzamy jeszcze Regionalne Muzeum Magii i Czarnoksięstwa, w którym opowiedziano historię ludowych wierzeń i przesądów, a także prześladowań wobec rzekomych magów i czarowników. Gwoli ścisłości tylko Krzysiu decyduje się obejrzeć wystawę, a żeńska część ekipy wybiera cappuccino :)
I dalej w drogę z pełnymi brzuchami i apetytami na więcej…
(J.)