Londyn przywitał nas przepiekną pogodą, która po polskich ulewach była miłą odmianą i niemałą niespodzianką. Kiedyś był tu nasz drugi dom, miałyśmy więc niełatwą misję odwiedzenia wszystkich londyńskich znajomych. Próbowałyśmy, choć niestety nie udało się spotkać wszystkich... Wizyta na NASZYM OKU dzięki niegasnącym znajomościom "w branży" była oczywiście obowiązkowym punktem programu :)))
Pomiędzy jednym a drugim powitanio - pożegnaniem udało się nam wyruszyć na poszukiwanie kantorów zaopatrzonych w islandzką walutę. Okazało się, że nawet w takiej metropolii jak ta nie jest to łatwe. Islandzką koronę można zamówić w kilku miejscach na Oxford Street na przykład. Jest ona wtedy dostarczana do odbioru w dniu następnym. Nie miałyśmy takiej możliwości, więc na pokład Iceland Express wsiadałyśmy zaopatrzone jedynie w karty debetowe i trochę funtów brytyjskich. O radości z zaczynającej się kolejnej przygody i powrotu do życia a'la wielbłąd nie musimy chyba wspominać? :)))
Ps. Rafik, Vince, Ela, Iza, Romik, Faith, Tomas, Christy i ludzie Oka - dziekujemy za chwile! I za świadomość, że ciągle są Tam przyjazne nam twarze i dachy nad głową :) Mogłyśmy dodać Wasze fotki prawda? :)))