W koncu, ale jednak, dajemy rade wyjechac z przyjaznej Malaki. Bierzemy autobus z hostelu do dworca Malaka Sentral (1 RM/ os). Stamtad szybciutko udaje nam sie znalezc autobus do Kuala Lumpur (12.40 RM/os). Droga zajmuje 2.5 godziny.
Juz w autobusie dostajemy smsa od Adriana z Singapuru z informacja, ze ma dla nas hosta w KL, a wlasciwie to Hostke! Wspominal o tym, ale nie wiedzialysmy, ze dojdzie to do skutku! Super!
Dojezdzamy do zakorkowanego i ruchliwego centrum stolicy wieczorem, odganiamy taksowkarzy i czekamy w umowionym miejscu na Evette. Po godzinie zjawia sie ona w towarzystwie kolezanki i od razu czujemy, ze spotkalysmy na naszej drodze kolejna przemila osobe! Dziewczyny zabieraja nas na kolacje na tzw. food court, czyli gwarny placyk ze stolikami i dziesiatkami stoisk z jedzeniem dookola. Raj dla smakoszy jednym slowem :)
Wybieramy kilka dan z pomoca nowych kolezanek i znowu rozpieszczamy swe kubki smakowe. Probujemy m.in. kurczaka na patyczkach maczanego w sosie (satay chicken), panierowane smazone dziwne grzybki, makaron z czarnym sosem, pierozki w zupie, nalesniczki z bananem i kukurydza oraz przepyszny sok z arbuza... My to mamy fajnie ostatnio - nadrabiamy za 3 miesiace konserw, dzemow i serkow :)))
Po kolacji dojezdzamy do mieszkania, gdzie dostajemy osobny pokoj z wygodnym, wielkim lozem.
Na drugi dzien nasza gospodyni znowu zabiera nas na wspolny posilek :) Tym razem nieco mniej trafia w nasze gusta, ale i tak wszystko grzecznie zjadamy. Probujemy tez lokalnych lodow - w tym najbardziej popularnych- z czerwonej fasolki... Hmm... Nie rzucily nas na kolana, to malo powiedziane... :)
Evette jedzie do pracy, a my na podboj Kuala Lumpur!