Przemila para kierowcow-wyjadaczy :) podwozi nas pod sam Hostelik w wiosce Franz Josef. W pierwszy wieczor tylko wloczymy sie po mini miasteczku robiac zakupy, potem gotujemy spaghetti oraz nadganiamy bloga :)
Drugiego dnia rano wyruszamy na lodowce! Franz Josef jest dosc duzy. Nie da sie podejsc za blisko jednak, jako ze lodowcowa rzeka zmienia tu czesto swe koryto i blokuje dojscia... Zeby wejsc na sam lod trzeba placic. Wloczymy sie sporo szlakami po okolicy.
Lapiemy potem stopa do sasiedniego lodowca Fox. Jest nieco mniejszy, ale mozna bez problemow podejsc bllizej. Ponoc jest on nieco bardziej zdradliwy tez - niedawno dwoch turystow chcialo sobie zrobic 'super' zdjecie na samym lodzie... (Pewnie na nasza klase ;P) I tyle ich widzieli, ze sie tak wyrazimy, lodowiec sie zezloscil i ich zarzucil swa osoba...
Nie chcemy zdjecia na samym lodzie :)
Dzien przepiekny znowu...