Po kolejnej super wygodnej nocce w naszym "campervanie" ;) nadszedl czas pozegnan... Nie obeszlo sie bez lez i to nie auto plakalo ;) Po prostu jedna z nas bardzo lubi prowadzic :P
Dla poprawy humorow postanawiamy wiec zaraz zaczac stopowac (w miescie Invercargill). Okazuje sie, ze nawet nie trzeba nam czasem wystawiac kciuka aby zatrzymac samochod. Gdy szlysmy droga, aby znalezc odpowiednie miejsce, zaskoczone zauwazylysmy ze juz zlapalysmy stopa, a raczej to on nas zlapal :)
No coz, ma sie ten czar :)
W ten sposob docieramy do celu, czyli miasteczka Wanaka - dosc szybko.
Po drodze zatrzymujemy sie na piknik nawet. Okazuje sie bowiem, ze nas kierowca - zolnierz/inzynier armii nowozelandzkiej, chcialby zobaczyc pociag przejezdzajacy w okolicy Kingston. Pociag nazywa sie Kingston Flyer i pamieta 19te stulecie! Wyglada jak z filmow o dzikim zachodzie! Jemy kanapeczki na kocyku i czekamy na pociag po czym ruszamy dalej, piekna trasa widokowa.
Do Wanaka dojezdzamy po poludniu. Relaksujemy sie nad jeziorkiem o tej samej nazwie i zatrzymujemy na polu namiotowym w samym prawie centrum miasteczka.
Nastepnego dnia rano ruszamy dalej na polnocny-zachod. Zatrzymuje nam sie mila parka podrozujacych seniorow. Bardzo dojrzalych seniorow! Pani w wieku 67 lat podrozowala z plecakiem po Azji, a w tym roku oglada z mezem Nowa Zelandie. Czad!
Dowoza nas oni w same gory do Franz Josef Village, czyli dokladnie tam gdzie chcemy, do tego - pod sam hostel. Piekna trasa i przemili podwoziciele :)
Jutro planujemy zobaczyc lodowce!