Mowia, ze cierpliwosc poplaca... Taa...
Dzis, kierowane instynktem zoologa-amatora wybralysmy sie na cypel vel polwysep, gdzie ponoc mozna stanac oko w oko, badz dziob w dziob, z nieoswojana fauna Nowej Zelandii.
Owszem - cudne miejsce - klify... chaszcze... male, dzikie plaze... I zorganizowane grupy turystow podjezdzajace wszedzie busikami... Nie zdecydowalysmy sie, jak to my :) na nic w tym guscie. Uznalysmy, ze my sobie te zwierzatka same znajdziemy, a co tam...
Wiecie jaki albatros jest duzy? Serio!
Znaczy sie, kto ogladal Monty Pythona ten i tak wiedzial, ale i tak w naturze wielkosc albatrosa robi na tym kims wrazenie ;)
W ciagu dnia udaje nam sie takze podejrzec pare fok i lwow morskich - fajne tylko malo sie ruszaja :)
Do pelnego szczescia brakuje nam juz tylko PINGWINOW! Czekamy wiec na zmrok, kiedy to - ponoc - pingwiny wracaja do gniazd, ktore to - znowu ponoc - znajduja sie na pobliskiej plazy (Pilots Beach).
Czekajac nie nudzimy sie wcale, o nie! Zajmujemy sie kreceniem filmikow przyrodniczych, z Justyna w glownej roli foczej i Ola w glownej roli pingwiniej. Nie, nie zartujemy. A przechodzacy obok "planu filmowego" turysci bija nam nawet brawa! Rzuciliby jakas rybe lepiej ;)
Tak sobie czekamy prawie 4 godziny cierpliwe, a nuz jakis pingwin sie pojawi... Dopiero kiedy robi sie naprawde zimno i calkowicie ciemno, zaczynamy rozumiec powage sytuacji i ze nie samym pingwinem czlowiek zyje. Musimy przeciez jeszcze wrocic do miasta, a jak wiecie nie posiadamy tutaj zadnego srodka lokomocji.
Na szczescie przyjazni Tajlandczycy ratuja nas od zamarzniecia i zabieraja swoja Toyota do Dunedin.
Podsumowujac, na Polwyspie Otago zaobserwowano dzis:
- 3 albatrosy,
- 12 fok,
- 126 mew,
- 2 jaszczurki,
- 1 duza pszczole,
- 0 pingwinow.
Najwyrazniej dzisiaj mialysmy pocwiczyc spostrzegawczosc i cierpliwosc, a na pingwiny przyjdzie jeszcze czas.