Oj, wspanialy dzien nastal!
Nasz bardzo pracowity, cudny host mial dzisiaj dzien wolny od pracy. Postanowilysmy to troszke wykorzystac i zaproponowalysmy wspolny wypad do Kawagoe - miasteczka tuz obok, ktore zreszta Yuji wczesniej juz rekomendowal nam zaobaczyc.
Szczesliwie dla nas (mamy nadzieje, ze i dla Yujiego) przyjal nasze zaproszenie:) Okazalo sie, ze droga na stacje metra moze byc bogata w doswiadczenia. Nasz gospodarz pokazal nam okolice, w ktorej mieszkamy w zupelnie innej perspektywie. Nawet nie zdawalysmy sobie sprawy jak japonskie miasto moze byc zroznicowane:) Jak dotad bylo nam dane poznac tylko wspolczesne Wakoshi. Dzis zobaczylysmy inne oblicze miasta. Yuji spacerowal z nami po malych, waskich uliczkach, przeciskalismy sie przez japonskie podworka, obszczekiwane przez japonskie psy (na Yujiego jakos nie szczekaly - nie wiem, po oczach poznaly kto swoj czy co:)). Niska zabudowa, drewniane domki, suszace sie pranie na zewnatrz (prawie Strzemieszyce Wielkie:)).
Dotarlismy takze do lokalnego, japonskiego skansenu, Ha. Duzy budynek, zamieszkaly kiedys przez zamozna japonska rodzine. Mialysmy okazje pozagladac we wszystkie katy. Naprawde mieszkano robilo wrazenie. Kilka izb, wlasciwie salonow, z matami na podlogach. Byla tu kuchnia z paleniskiem (caly czas uzywanym przez body gardow tego obiektu, gdzie gotowali sobie chyba herbatke czy cus), naczynia i inne przedmioty wykorzystywane w kuchni. Kilkadziesiat minut spedzilismy tez w salonie, siedzac przy stole na matach okryci cieplutkimi kocami. Bylo tez pomieszczenie z roznymi porcelanowymi figurkami przedstawiajacymi m.in. japonskich wojownikow i gejsze. Na magie tego miejsca wplynal tez znaczaco dym wydobywajacy sie z paleniska body gardow :) Jak sie przekonalysmy dym ten odbil swe pietno rowniez w naszych glowach i na naszym pozniejszym samopoczuciu :) Pozytywnie odbil!
Te wszystkie cuda byly tak blisko, ale gdyby nie nasz host prawdopodobnie nigdy nie dowiedzialybysmy sie o ich istnieniu. Docenilysmy dzisiaj jeszcze bardziej takie organizacje jak Couch Surfing czy Hospitality Club.
Ale to byl dopiero poczatek naszej dzisiejszej wycieczki. Kawagoe - wywarlo na nas rownie pozytywne wrazenie.
Wysiadlwszy z metra przez kilka minut szlismy ruchliwa ulica, z mnostwem sklepow po obu jej stronach. Zaczelysmy sie juz glosno zastanawiac: ,,co do licha, gdzie jest to male, urokliwe miasteczko, o ktorym mowil Yuji, przeciez to miejsce prawie niczym sie nie rozni od centrum Tokio``. Ale nie tracilysmy wiary w nasza gosposie:) I dobrze!!! Bo nagle skrecajac z jednej ulicy na druga znalezlismy sie w innym swiecie.
Niska, bardzo stara zabudowa, mnostwo malych, klimatycznych, kawiarenek i restauracyjek. Jest tu znacznie ciszej i przyjemniej. Troszke taki Kazimierz nad Wisla:) Spacerujemy uliczkami, docieramy tez do malego ogrodu z piekna swiatynia.
Po drodze dolaczaja do nas dwaj japonscy chlopcy. Wypatrzyli nas w jakims sklepie i obrali za cel.
Juz tlumaczymy.
Chlopaki szukali kogos kto posluguje sie jezykiem japonskim i angielskim, do pomocy w napisaniu wniosku o wize do Tajlandii, Yuji spacerujac z dwiema ,,westkami`` zapowiadal sie wiec obiecujaco :). Bystre chlopaki (i bardzooo mile) nie pomylili sie.
Okazalo sie, ze planuja oni 6-cio miesieczna podroz do Tajlandii, Kambodzy, Indii i Nepalu. Wymienilismy sie wiec mailami, bo ktoz to wie, byc moze spotkamy sie gdzies po drodze, np. w Tajlandii.
Spacerujac juz do wieczora 5-osobowa ekipa, wstepujemy jeszcze na kawke do przytulnej kawiarenki.
Fantastyczna kawa, fantastyczna kawiarenka, fantastyczne towarzystwo, fantastyczny dzien!!!
Wracajac do domu (juz w trojke), zagladamy jeszcze do supermarketu. Yuji dzis dla nas gotuje kolacje.
Czego chciec wiecej...
A wiemy... ladnej pogody, duzo slonca, bo jutro prawdopodobnie Fuji.