Wszyscy powtarzaja jakiego mamy pecha z pogoda - ponoc... Tak czy owak, nie dajemy sie wyprowadzic z rownowagi, ale za to dajemy sie prowadzic przypadkowi... Oj dajemy :D
Wczoraj - na dzien kobiet mialo byc Fuji - jak juz pisalysmy - ale nie bylo... Zamiast tego byla domowa zupa jarzynowa,.. Prawie jak w Polsce...
Zaczelo sie od tego, ze po wyjrzeniu za okno i sprawdzeniu prognozy odlozylysmy Fuji. Nasz Host zasugerowal zobaczenie malych miasteczek, czy tam wiosek, niedaleko Tokyo. Myslimy - ok. Mialysmy juz jednak malo Yenow, ale nie martwilo nas to zbytnio dzien wczesniej - przeciez sa bankomaty, myslimy sobie... No i do tej pory nie bylo z nimi problemow - do tej pory! Wiec tak - chcemy zwiedzac... w kieszeni mamy 500 jenow z groszami... bilet w jedna strone na wies - 300 jenow... Szukamy kantorow - tam gdzie mialy byc - spuszczone kraty... Uderzamy na banki - okienka zamkniete, bankomaty wypluwaja karte `mowiac` ze Sorry... Hmm... Uderzamy na komercyjne bankomaty w supermarketach... I tak jak kiedys wszystko bylo z nimi ok, tak teraz `mowia` nam one: Pardonsik, ale skontaktuj sie z bankiem swoim...
Uderzylo nas, ze jest niedziela dopiero po dluuuzszej chwili - coz, szczesliwi dni w podrozy nie licza... Ni godzin... ni lat ;) No ale nawet niedziela nie tlumaczy naglego strajku bankomatow w supermarketach. Coz...
Odkladamy wiec wies na potem i za ostatnie jeny (slownie ostatnie!) ryzykujemy wypad do scislego centrum, jakby co planujemy juz co bedziemy spiewac w parku z kapeluszem... Zeby wrocic.
Jedziemy do Shinjuku, ktorego nie mialysmy okazji zobaczyc porzadnie dzien wczesniej. Suprise Suprise! W stacyjnym punkcie informacyjnym pani informatorka mowi plynnie po angielsku! Wow! Wrecza nam mapy i daje do zrozumienia, ze jestesmy uratowane od spiewania w parku polskich hitow biesiadnych - mimo niedzieli jest tu kantor za rogiem czynny do wieczora! Ave!
Spedzamy wiec reszte dnia kobiet w Shinjuku i fajnie jest! Wpadamy do dzielnicy neonow i modnych sklepow dla wylansowanej mlodziezy, Sa tu tez teatry Kabuki, bary karaoke no i oczywiscie masa miejsc jakze popularnego Pachinko. Kolory, szklo, gwar i dziwnie modny tlum. Nie odpusilysmy sobie tez najbardziej zakreconego przejscia dla pieszych,.. gralo ono w paru filmach - zapewne kojarzycie...
Apropos przygod kulinarnych: dzis niepodzianka dla kubkow smakowych - wybitnie polsko smakujaca kielbasa! Jak znad ogniska! Na patyku :) Sprzedaja takie w mini supermarketach, przy kasie! Jemy je ze smakiem z poziomu przysklepowego chodnika, a modne Tokijki rzucaja na nas okiem znad swych obcasow wyraznie zaciekawione... Nie jest zle! ;)
W drodze na chate kupujemy warzywka, smietane itede, po czym w domu gotujemy zupe wiosenna! Yuji i Niemiec sa zachwyceni, a jakze! Reszta sie alienuje wiec ich strata! Robimy sobie tez po drinku z barkowego Whisky i bajdurzymy na skypie z rodzinami...
W domu okazuje sie jeszcze, ze jest nas znowu nieco wiecej - dolaczyla Koreanka, a w srodku nocy jeszcze Slowenka... Co za dom!
Jak jutro sie przejasni to Fuji! Jak nie to wies! Chociaz kto to wie... ;)