No i stało się :) Przyleciałyśmy :) Pogoda była łaskawa podchodzeniom do lądowania w tym dniu. Jeszcze z góry oglądałyśmy linie brzegową wyspy, można było też zobaczyć jej brunatności i pustkowia... Uwielbiamy te pierwsze momenty na nowym lądzie, tą niewiadomą... Zastanawiałyśmy się jakie będą nasze wrażenia, czy Islandii uda się nas czymś zaskoczyć, zachwycić? Zawsze było to dla nas miejsce z górnej półki wymarzonych podróżniczych destynacji :)
Na lotnisku - jak zwykle - rekonesans w informacji turystycznej, zaopatrzenie w darmowe mapki oraz dyskusje co zrobić z tak ciekawie rozpoczętym dniem :) Czytaj: gdzie się udać i gdzie spędzić noc :) Bo rzecz jasna - my jak to my - ani nie robiłyśmy rezerwacji, ani nie planowałyśmy z jakimś większym wyrzedzeniem...
Dzięki stronie CouchSurfingu dowiedziałśymy się o jednym jegomościu z Keflaviku, wspominającym na swym profilu o możliwości wynajęcia od niego tańszego auta. Postanawiłyśmy więc to sprawdzić i nie szturmować od razu autokarów do Reykjaviku jak większość przylatujących. Zostajemy na półwyspie Reykjanes. Wymieniamy nasze resztki funtów, znajdujemy Kamping Alex w sąsiedztwie lotniska, i w drodze do niego rozglądamy się po szaroburych pustkowiach :)
Noc na polu namiotowym w Alexie kosztowała nas po 1000 koron od osoby, czyli jakies 25 złotych. Jest tam też hostel, bodajże od 2000 w sali zbiorowej. Wszystko nowe i dobrze wyposażone, plus przyjazna i pomocna obsługa. Blisko sklep. Za 750 koron za kurs przyjeżdżają po Ciebie na lotnisko, jak jest więcej osób naprawdę nie wychodzi to drogo. Jak zostajesz w hostelu to możesz dostać przewóz gratis - tak słuszałyśmy.
Szybko rozbiłyśmy nasz 'dom', poszłyśmy do sklepu popatrzeć sobie na ceny ;) i kupić chleb (ok. 300 koron). Wiedziałyśmy, że bedzie dużo światła w nocy ale i tak czekanie na jakikolwiek zmierzch bardzo nas bawiło. Zmierzch nie nadszedł :) Za najgorszą - póki co - inwestycję uznałyśmy zakup baterii do czołówek, a 'zaślepki' na oczy rozdawane w norweskich pociągach od razu zdobyły naszą sympatię :)
Długotrwały proces zasypiania zaczęłyśmy około pierwszej w nocy, ciągle w jasnościach :) I ciągle nie wiedząc co zrobimy następnego dnia... Czad :)))
(O)