Plan na ostatnie dni w Australi jest ambitny. Jedziemy na Wyspe Filipa, po czym wracamy w kierunku na Melbourne i odbijamy na Geelong, aby dojechac do Great Ocean Road. Ponoc przepiekna trasa wzdluz oceanu…
Na wyspe dojezdza sie przecinajac wioseczke zwana Basa, hmm. Jest tu tez strumyk zwany rzeka Basa… Hmm ;)
Z miejscowosci o kolejnej jakze znajomo brzmiacej nazwie San Remo :) przejezdzamy mostem na Philip Island. Zatrzymujemy sie w punkcie informacji turystycznej, gdzie rezerwujemy bilety na parade pingwinow! Za 20 dolarow mozna zobaczc wieczorne wyjscie na plaze setek tych cudnych zwierzatek. Ponoc warto, wiec co tam, zaryzykujemy…
Przed wieczorem zagladamy na Cape Woolamai, z jedna z popularnych wsrod serferow plaz. Mowcie co checie, ale mamy wrazenie ze czesto najciekawszym miejscem przy plazach dla seferow sa przyplazowe parkingi, jako ze tam owi serferzy sie na ogol przebieraja ;)
Nie, nie siedzimy godzinami w aucie na parkingu, tak nam sie tylko pomyslalo ;)
Przed 16ta jestesmy juz na miejscu w Penguin Parade. Krecimy sie chwile po osrodku badawczym, gdzie mozna miedzy innymi podejrzec te z pingwinow, ktore za swe M4 wybraly norki na terenie osrodka, ze szklanami dachami… Gdy zaczyna sie zmierzchac straznicy parku otwieraja bramke i dziesiatki ludzi przechodza na lawki na plaze… Troche nas ten tlumik nie cieszy, ale nie dajemy sie zniechecic…
I nagle, gdy juz powoli nam sie nudzi przy linii wody pojawiaja sie pingwiny… Wyplywaja po kilka, po czym czekaja na siebie przy wodzie… Gdy uzbiera sie juz wieksza grupka, tak okolo 20tu mniej wiecej, wtedy ruszaja biegiem przez piach plazy, do norek na wydmach… Przesmiesznie to wyglada.
Obserwujemy grupki pingwinow z innymi turystami, z plazy, po czym same idziemy sie przejsc pomiedzy wydmami. Slychac pingwinie nawolywania, mozna sie tez z nimi spotkac dziob w dziob i poobserwowac ich zwyczaje milosne nawet ;)
Siedzimy tak z nosami w pingwinich obejsciach dopoki straznicy nas grzecznie nie zaczynaj wypraszac… W parku jestesmy juz tylko my i dwoch Francuzow, no i ponad 700 pingwinow :)
Fajnie bylo :)
Spimy smacznie w aucie tuz przy plazy w Cowes. Nastepnego dnia rano jedziemy rzucic okiem na mokradla w Rhyll. Po krotkim spacerku jedziemy dalej zobaczyc formacje skalne The Nobbies. Rozciaga sie stad swietny widok na ciesnine Bassa. Justyna sie cieszy :) Jest masa zdjec tej radosci :)
Aby jakos to uczcic udajemy sie na rybke do San Remo :) No i znowu w trasie… Nawigujemy w kierunku Melbourne, przejezdzamy przez okolice inna trase, tym razem tuz przy zatoce Port Philip. Udaje nam sie dojechac na druga strone zatoki, az do Torquay, gdzie spedzamy kolejna nocke w samochodzie, tym razem tuz pod informacja turystyczna…