Wykorzystujemy ostatni odcinek naszego biletu, prosto z Townsville do Cairns. Chcialoby sie wysiasc tu i tam, ale czas nagli nieco...
Wysiadamy ok. 20tej z autobusu i nagle czujemy sie jak kiedys w Indiach - otoczone przez ludzi starajacych sie nas namowic na nocleg w ich hostelu :) Po zapoznaniu sie z ofertami korzystamy- rzecz jasna - z najlepszej :) Jeden mily pan oferuje noclegi za
15$!!! Z dowozem, sniadaniami i talonami na kolacje w pobliskich pubach :))) Hostel nazywa sie WoodDuck - jakby kto pytal.
Jak przystalo - wieczor spedzamy na planowaniu dnia nastepnego :) I nastepnego :)
Chcemy zobaczyc Cape Tribulation - pieknie zapowiadajacy sie tropikalny przyladek na polnoc od Cairns. I jak zwykle wszyscy krzycza nam, ze najlepiej to z wycieczka :)
Juz, juz prawie dajemy sie skusic, gdy jednak wynajdujemy tanie autko w sasiadujacej z hostelem wypozyczalni Budget. A wiec znowu po swojemu!
Jedyny kierowca w ekipie kipi ze szczescia ;)
Przed wypadem na polnoc, spedzamy caly dzien ogladajac Cairns. Wloczymy sie po miescie i odwiedzamy tzw. lagune, czyli kapielisko tuz przy morzu, gdzie tropikalne slonce latwiej jest zniesc moczac sie w chlodnej wodzie.
Miasto zyje do poznej nocy i calkiem tu przyjemnie. Fajnie byloby tu kiedys wrocic na dluzej i ponurkowac na przyklad :) Kto wie...