Dojezdamy dzis do miejscowosci Kaikoura, gdzie motywem przewodnim platnych atrakcji turystycznych sa zwierzeta morskie, znowu. Mozna tu plywac z fokami i delfinami, oraz obserwowac wieloryby z lodek, tudziez mini samolotow. Polecamy, bo ponoc fajna sprawa :)
My spacerujemy po zrelaksowanym miasteczku i dalej, wzdluz wybrzeza. Widoki piekne znowu, gory sa tu tuz nad sama woda... Niektorzy maja szczescie mieszkajac w takich miejscach...
Spimy w raczej nieprzyjemnym pokoiku, w raczej malo sympatycznym kompleksie hostelo-polowym. Ale jest dosc tanio - 20$ od nocy. Nie probujemy nawet siadac na jednej kanapie, taka zapaprana, a nad urzadzeniami elektrycznymi napisane jest tu zeby uwazac z ich uzytkowaniem, bo to niebezpieczne... Hmm...
Rano zarzucamy plecaczki na wyspane ramiona ;) i dalej w droge. Na trasie do Nelson ogladamy mega duza kolonie fok! Jest ich cale mnostwo, wiele mlodych foczek i ich rodzicow. Takiej ich zgrai i z tak bliskiej odleglosci nie widzialysmy tu jeszcze. Krecimy tu kilka filmikow nawet.
Nasz kierowca proponuje nam szybka trase dojazdowa do Nelson, my wybieramy dluzsza trase, ktora z mapy wyglada na bardziej widokowa :) Wysiadamy w Blenheim gdzie po jakiejs pol godzinie zatrzymuje nam sie lowca jeleni :) Serio! Jedzie z synem na polowanie i nieco sie dziwi, ze chcemy tamtedy jechac.
Po tym, jak nas wysadza, wiemy dlaczego! Prawie nic tu nie jezdzi!!! I ladujemy w srodku szczerego pola. Ha! Nagrywamy juz filmy "pozegnalne" ;) i zaczynamy racjonowac zapasy zywnosci i wody ;) gdy okazuje sie, ze zostajemy "uratowane" przez pewna mila amerykanska pare, ktora tez chciala poogladac widoczki :)
Dojezdzamy do Nelson wczesnym wieczorem...