Z Lary dojezdzamy do stacji Southern Cross skad dochodzimy do hostelu All Nations. Noc kosztuje tam 24 dolary, ale w cenie jest sniadanko I piwo :) I bardzo miedzynarodowa atmosfera…
Zostajemy tu na dwie noce. Pierwszy dzien szlajamy sie po miescie jak to my, myslac co by tu zrobic dalej… Czas zaczyna nam sie kurczyc… I dosc wyraznie nas to smuci…
Melbourne - jako miasto - nawet nam sie podoba – kojarzy nam sie z Londynem , za ktorym tez tesknimy – pewnie dlatego :) Wieczorem trafiamy na instalacje artystyczna przygotowana m.in przez kolesi z Massive Attack. Fajne kolorki i muzyczka. Zawieszamy sie tam na chwile…
Podczas jednego spaceru odkrywamy miejska biblioteke z darmowymi komputerami, ktore nie za bardzo chca z nami wspolpracowac, ale sa :) A ze to Aplle to bawimy sie nimi dopoki o 9tej wieczorem nie wyrzucaja nas stamtad straznicy :)
Znajdujemy tez tanszy nocleg (Elephant Backpackers – 20$/os/noc), wiec sie przenosimy, kazdy dolar sie przyda… Na przyklad na internet, coby bloga uzupelnic ;) Dostajemy pokoj na 4tym pietrze, kuchnia jest w podziemiach – pewnie dlatego tak tanio...
Znajdujemy dobra oferte na wypozyczenie auta – 29$ za dzien, za ta cene da sie je zarezerwowac tylko przez net, no i nie da sie z dnia na dzien, dzieki czemu zostajemy w Melbourne jeszcze jeden dzien. W sam raz na spacer szlakami sklepow z pamiatkami.
6tego czerwca rano odbieramy nasze kolejne autko, po czym bez bladzenia i bezkolizyjnie wyjezdzamy z Melbourne. Co jest nie lada sztuka…
Jedziemy na poludnie…